Jak Nosić swoje Brzemiona

„Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnicie zakon Chrystusowy”  Gal.6:2

 

Pewien król miał dwóch synów bliźniaków. Zaistaniało jednak pewne zamieszanie odnośnie tego, który z nich był pierworodnym. Kiedy dorośli do wieku młodzieńczego, król próbował  w uczciwy i bezstronny sposób wyznaczyć jednego z nich na przejęcie korony. Każdy, kto znał młodzieńców wiedział, że obaj byli inteligentni, rozumni, zdrowi, odważni i silni fizycznie. Bądąc bacznym obserwatorem, król zauważył u jednego z synów coś, czego nie posiadał drugi. Jednego dnia przywołał obu synów do komnaty i oznajmił: „Moi synowie, nadejdzie dzień kiedy jeden z was będzie musiał przejąć po mnie koronę. Brzemiona władzy są niezwykle ciężkie. Aby przekonać się, który z was będzie mógł nieść je z większą radością, postanowiłem wysłać was obu na krańce królestwa. Jeden z moich doradców umieści ciężkie brzemię na wasze ramiona. Moja korona przejdzie na tego z was, który powróci pierwszy niosąc swoje brzemię tak, jak przystoi na króla”

W duchu przyjaznego współzawodnictwa bracia razem wyruszyli. Wkrótce po drodze napotkali staruszkę uginającą się pod ciężarem, który najwyraźniej przytłaczał jej wątłą postać.  Jeden z braci zasugerował, aby przystanęli i pomogli staruszce. Drugi jednak zaoponował: „Mamy oczekujące nas własne ciężary o które musimy się zatroszczyć. Chodźmy dalej” i wyruszył przed siebie. Drugi brat pozostał przy staruszce i pomógł jej. Idąc dalej drogą przez kolejne dni napotykał innych ludzi, którzy potrzebowali pomocy. Z pewnym niewidomym poszedł wiele mil w przeciwnym kierunku, a jeden kulawy starzec znacznie zwolnił tempo młodzieńca.

W końcu dotarł on na skraj królestwa, gdzie doradca króla włożył na niego brzemię i młodzieniec udał się w drogę powrotną do pałacu. Kiedy dotarł na miejsce, jego brat czekał na niego przy bramie i powitał go z konsternacją: „Nie rozumiem jak udało ci się przynieść to brzemię. Ja wyznałem ojcu, że było zbyt ciężkie na tak długą drogę. Jak ty to zrobiłeś?”  Przyszły król uśmiechnął się i rzekł: „Myślę, że kiedy pomagałem innym nieść ich jarzmo, odnalazłem siły, aby unieść moje własne”

Pole Skarbów

W ubiegłym stuleciu Russel Conwell  podróżował po Stanach Zjednoczonych z przemówieniem, jakiemu nadał tytuł „Pole Diamentów.” Opowiadał on o młodym człowieku studiującym inżynierię górniczą w Yale. Kiedy był już absolwentem, dosięgnęła go „gorączka złota” i postanowił udać się do Kalifornii w poszukiwaniu fortuny. W międzyczasie Yale zaoferowało mu pracę nauczyciela, którą młody człowiek odrzucił. Przekonał on swoją matkę, aby sprzedała rodzinną farmę w Massachusetts i wyruszyła razem z nim w poszukiwaniu złota. Jednak wyprawa zakończyła się fiaskiem; nie udało mu się znaleźć złota i ostatecznie przyjął on posadę w Minnesocie, pracując w kopalni i zarabiając mniej niż ofarowano mu w Yale. Bardziej interesującą rzeczą jest, że człowiek, który kupił ich rodzinną farmę w Massechusetts jednego dnia zbierał ziemniaki. Kiedy potrząsał ciężki krzak, zauważył błyszczący kamień. Po analizie kamienia okazało się, że było to rodzime srebro.  

 

Dlaczego młody inżynier, który bez wątpienia wcześniej natknął się setki razy na błyszczące kamienie na farmie nie odkrył żadnego? Czy dlatego, że nigdy mu się nie śniło, że skarb można tak łatwo znaleźć? Czy może dlatego, że wierzył iż musi udać się gdzieś w odległe miejsce, z dala od domu aby spełnić swoje marzenia? Czy to co było bliskie i dobrze znane poczytał za tak banalne, że zupełnie nie dostrzegł w tym wartości?

 

To, czego szukamy może znajdować się w miejscu, gdzie właśnie jesteśmy. Oczywiście istnieją sytuacje kiedy należy dokonać istotnych zmian, ale często musimy zwyczajnie zmienić swoje własne myślenie. To, czego tak usilnie poszukujemy (szczęście, bogactwo, bezpieczeństwo, spełnienie, nowe wyzwania) może znajdować się w zasięgu ręki, chociaż często niezauważane.

Może istnieją ukryte możliwości w twojej obecnej pracy, relacji, miejscu zamieszkania. Spełnienie twoich marzeń może leżeć tuż obok, jeśli tylko poszerzysz horyzonty swojego myślenia. Zanim dokonasz wszelkich drastycznych życiowych zmian, rozejrzyj się uważnie. Może siedzisz na polu skarbów?

Koń o Imieniu Buddy

Pewien człowiek jadąc samochodem wpadł do rowu. Na szczęście mieszkający w pobliżu farmer przyszedł ze swoim koniem, aby pomóc wyciągnąć samochód z rowu. Koń nazywał się Buddy. Farmer przywiązał auto sznurami do konia i zawołał: „Ciągnij Nellie, ciągnij!” Ale Buddy się nie ruszył. Po chwili farmer znowu krzyknął: „Ciągnij Buster, ciągnij!” Buddy znowu nie zareagował. Po krótkiej chwili farmer zawołał ponownie: „Ciągnij Coco, ciągnij!” I tutaj nic nie podziałało; koń ani drgnął. W końcu farmer jakby od niechcenia powiedział „Ciągnij Buddy, ciągnij” Koń z łatwością wyciągnął samochód z rowu. Kierowca był bardzo wdzięczny, ale jednocześnie zaciekawiony. Zwrócił się do farmera z pytaniem dlaczego wołał konia trzykrotnie innym imieniem. Farmer odrzekł: „Oh, Buddy jest ślepy i jeśli by wiedział, że jest jedynym koniem, który ma ciągnąć, z pewnością nawet by nie próbował.”  

My często jesteśmy podobni do Buddy’ego. Nie lubimy robić czegoś, jeśli uważamy, że jesteśmy jedynymi, którzy się przykładają. Czy kiedykolwiek pomyślałeś sobie Dlaczego mam poświęcać swój czas i wysiłek do robienia czegoś w kościele? Innym nie zależy. Albo Dlaczego mam się przykładać zbytnio w pracy i wkładać w coś wysiłek? Nikt tego nie robi, a i tak moich wysiłków nikt nie doceni. Lub w stosunku do innych ludzi Dlaczego mam być dla niego miły? On nie robi żadnych wysiłków, aby być miłym w stosunku do mnie.

Podobnie jak Eliasz w jaskini zwracamy się do Boga: „Pozostałem tylko ja” (1Król.19:10)

Nikt inny nie jest wierny. Nikomu nie zależy.

Ale Bóg powiedział Eliaszowi, że ma siedem tysięcy po swojej stronie.

Podobnie jak Buddy i Eliasz możemy być zaślepieni. Ślepi na to, co inni wokół nas robią. Jednak nawet jeśli bylibyśmy jedynymi, którzy dobrze czynią, nie powinniśmy nigdy poprzestać.

„A czynić dobrze nie ustawajmy, albowiem we właściwym czasie żąć będziemy bez znużenia” (Gal.6:9)

Cztery Żony

Był pewien bogaty kupiec, który miał cztery żony. Najbardziej z nich kochał czwartą, którą obdarowywał szatami i różnymi przysmakami. Bardzo się o nią troszczył i dawał jej tylko to, co najlepsze. Kochał on również swoją trzecią żonę. Był z niej niezmiernie dumny i chwalił się nią przed swoimi przyjaciółmi. Jednakże żył w nieustannej obawie, że jednego dnia może go ona opuścić i przyłączyć się do kogoś innego. Kupiec kochał też swoją drugą żonę. Była ona osobą troskliwą, zawsze okazywała cierpliwość i praktycznie stała się jego powierniczką. Kiedykolwiek kupiec stawał w obliczu problemów, druga żona była tą, która pomagała mu przez nie przejść. W domu kupca mieszkała również i pierwsza żona. Była niezmiernie lojalną osobą i to ona właśnie zarządzała jego majątkiem i zajmowała się prowadzeniem domu. Jednakże kupiec nie darzył jej miłością i chociaż ona była nieodłączną częścią jego życia, mężczyzna nie poświęcał jej zbyt wiele uwagi.

Jednego dnia kupiec zachorował. Wkrótce okazało się, że jego dni są policzone. Rozmyślając o swoim wystawnym i wspaniałym życiu, doszedł do wniosku, że chociaż posiada wszystko, to kiedy odejdzie, będzie zupełnie sam. Ogarnął go smutek i zwrócił się do czwartej żony: „Ciebie kochałem najbardziej, obdarowywałem cię najwspanialszymi szatami i okazywałem najwięcej troski. Oto teraz, kiedy odchodzę, czy zechcesz pójść ze mną?” „Ani mi się śni” – odparła czwarta żona, przekręciła się na pięcie i szybko odeszła. Jej odpowiedź ja ostry nóż ugodziła w samo serce kupca. Zasmucony zwrócił się do swojej trzeciej żony: „Przez całe życie bardzo cię kochałem. Teraz kiedy umieram, czy zechcesz pójść ze mną?” „Nie!” – odrzekła trzecia żona –„życie tutaj jest tak bardzo przyjemne i piękne. Po twojej śmierci ponownie wyjdę za mąż.” Serce kupca zamarło. Wówczas zwrócił się do drugiej żony: „Do ciebie zwracałem się o pomoc i zawsze odnajdywałem wsparcie. Teraz kiedy jestem znowu w potrzebie, czy możesz mi pomóc i pójść ze mną?” Druga żona spjrzała z politowaniem na męża i powiedziała: „O, nie! Tym razem już ci pomóc nie mogę. W najlepszym przypadku mogę ci sprawić pogrzeb.” Słowa te całkowicie zdruzgotały kupca.

Nagle usłyszał on cichy głos: „Ja pójdę z tobą. Pójdę dokądkolwiek zechcesz.” Kupiec otworzył oczy i ujrzał swoją pierwszą żonę. Była wychudzona i jakby nie pasowała do całego jego domostwa. Zasmucony rzekł: „Chyba za życia powinienem był poświęcić ci więcej uwagi i bardziej zatroszczyć się o ciebie kiedy mogłem to robić...” i tak wypełniony dogłębnym smutkiem zasnął.

 

Każdy z nas posiada cztery żony. Czwarta żona to to nasze ciało. Bez względu ile wysiłku wkładamy, aby dobrze wyglądać, po śmierci pozostanie ono tutaj. Nasza trzecia żona to dobra materialne i nasz status. Kiedy umrzemy, wszystko co posiadaliśmy przejdzie w ręce innych ludzi. Drugą żoną są nasze rodziny i przyjaciele. Bez względu jak bliskie mamy relacje, kiedy będziemy odchodzić, oni pozostaną i jedynie mogą nas odprowadzić do grobu. Pierwsza żona to nasza dusza; często zaniedbywana, wychodzona, ale jedyna która będzie nam towarzyszyć na wieczność. Może powinniśmy zacząć ją dostrzegać i bardziej się o nią zatroszczyć?